IV
By mieć swobodne umysły do pracy, od razu zabieramy się do
roboty. Dajemy sobie nawzajem orgazm oralnie. Szybki prysznic i jesteśmy
gotowi. Opieram poduszki u wezgłowia łóżka, siadam, opierając się o nie plecami
i sadowię moją uczennicę pomiędzy swoimi udami. Przygotowałem tekturową
podkładkę z klipsem, papier, ołówki i gumkę. Marika lewą ręką podtrzymuje
podkładkę, a prawą pisze. Ja mam dwie ręce wolne, więc głaszczę jej piersi. Co
chwila całuję jej ramię i szyję. Swobodnie mogę sięgnąć do jej brzucha i między
nogi, ale nie robię tego za często, by jej nie rozpraszać.
- Przeczytaj zadanie 1.
Marika czyta:
- Chcesz zaprosić do siebie kolegę z Niemiec. Napisz do niego
list i zaplanuj jego podróż. W liście:
- zaproś go do miejsca, w którym mieszkasz;
- zapytaj o dogodny termin podróży;
- zaproponuj ciekawe miejsca i obiekty, które można zwiedzić;
- napisz, co powinien ze sobą zabrać.
- Dobrze, przeczytaj teraz początek e-maila.
- Po niemiecku?
- No taak – odpowiadam z uśmiechem.
Marika czyta po niemiecku, nawet nieźle, bez specjalnych
błędów:
- Hallo Max,
Vielen Dank für deine E-Mail, ich habe mich sehr darüber
gefreut.
- Teraz przetłumacz.
- No, że… dziękuję za twój e-mail i coś tam mam.
- Co mam? „Habe mich
gefreut” – co to za forma?
- ….?
- No, jak mamy czasownik haben
i Partizip II, Np. ich habe gemacht, ich habe gesagt, to co to za forma?
Marika odwraca głowę i spogląda mi z rozbrajającym uśmiechem w
oczy.
- Przypomnisz mi?
Z rozbawieniem cmokam ją w usta.
- To przecież czas przeszły, Perfekt.
- No tak, no tak, zapomniałam, jak to się nazywa.
- A co to znaczy? Ich habe gemacht, ich habe gesagt?
- Zrobiłam? Powiedziałam?
- Dobrze. A: ich habe
mich gefreut? Sich freuen –
cieszyć się.
- Ucieszyłam się? – pyta rozradowana Marika, ciągle patrząc mi
w oczy.
- Świetnie – odpowiadam z uśmiechem i rozbawieniem. – Cieszysz
się?
- Taak – odpowiada mi Marika z uśmiechem na ustach, na
policzkach i w oczach. Boże! Jak ja kocham to jej radosne: „Taak”. Żartobliwie
wydaję komendę:
- Buziak!
I Marika posłusznie robi dzióbek. Cmokam ją w ten dzióbek,
zsuwam prawą dłoń z jej piersi i układam na niej głowę Mariki. Zaglądamy sobie
w oczy. Ona patrzy z radością, podziwem, ufnością, ja – ze wzruszeniem,
zachwytem, miłością.
- Nie będę potrafił się powstrzymać. Zakocham się w tobie.
- Nie rób tego, nie warto – mówią usta Mariki, ale jej oczy
mówią coś zupełnie odwrotnego. Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie.
- Dobra, wystarczy tych amorów – mówię. – Zabieramy się do
pisania.
Poprawiam Marikę w swych objęciach i przytulam jeszcze
mocniej, sięgając od dołu prawą dłonią do jej lewej piersi, a lewą – do prawej.
- Punkt pierwszy. Zaproś go do miejsca, w którym mieszkasz.
Pamiętasz, jak jest „zapraszać”?
- ….
- Einladen.
Najprościej będzie napisać: „Chciałabym Cię do mnie zaprosić”, bo inaczej
musiałabyś użyć Imperativu, a tego
chyba nie potrafisz.
- Ich möchte dir zu mich einladen?
- No pięknie. Pisz, tylko na odwrót: dich zu mir. Punkt drugi: „Zapytaj o dogodny termin podróży”.
- No właśnie – mówi Marika.
- Spytaj po prostu: „Kiedy możesz przyjechać”? Jak jest
„kiedy”?
- Wenn?
- Wenn to jeśli: Wann.
- Aha. Wann kannst du …
jak będzie przyjechać?
- Tak samo jak przyjść, przybyć, pochodzić.
- Kommen?
- Brawo. Pisz.
- Wann kannst du kommen?
- Super. Widzisz, jaka jesteś zdolna?
- To ty jesteś wspaniały – mówi Marika. Podnosi do góry mój
prawy łokieć i całuje mnie z silnym cmoknięciem w przedramię.
- Punkt trzeci – mówię. „Zaproponuj ciekawe miejsca i obiekty,
które można zwiedzić”.
- No właśnie, co my tu mamy do zwiedzania?
- No co?
- Starówkę, …
- Dobrze, wystarczy. I czego mamy dużo w naszym mieście?
- Wody?
- Aha haha ha! - wybucham niepohamowanym śmiechem. - Ale
przecież wody nie będziecie zwiedzać.
- No niee – przyznaje Marika rozbrajająco.
- Woda jest niebieska – mówię - a to drugie - zielone.
- Parki? – pyta Marika.
- No, jaka zdolna dziewczynka. No i jeszcze, co tu u nas można
robić?
- U nas? – zastanawia się Marika – Nic.
- No, a co ty robisz wieczorami ze znajomymi?
- Idziemy do klubu… albo na koncert.
- No właśnie. Zaproponuj mu to samo. Wiesz jak jest zwiedzać?
- U-u.
- Besichtigen. Ale
może łatwiej będzie: „pokazać” - zeigen.
Napisz:” Chciałabym ci pokazać stare miasto i nasze liczne parki”.
Marika pisze:
„Ich möchte dir zajgen…”
- Dobrze, a jak jest miasto?
- Właśnie…
- Die Stadt. A
stary?
- Old.
- To po angielsku, a po niemiecku?
- …
- Podobnie.
- Alt?
- Brawo. Napisz to i dopisz jeszcze te parki. Dużo parków.
Dużo, czyli wiele. Tak samo jest po niemiecku, tylko pisze się przez v.
- OK.
- No i co jeszcze ma wziąć ze sobą?
- No właśnie.
- A co będziecie robić w tych parkach?
- No… spacerować.
- Więc co ma wziąć ze sobą, chyba nie rower?
- Nie rób ze mnie idiotki, wiadomo, że buty.
- No ale jakie? Kozaki, szpilki, gumowce?
- Ale się wygłupiasz.
- No powiedz jakie. Musisz to napisać.
Marika odwraca się do mnie i jak mała, przekomarzającą się
dziewczynka wymawia, dzieląc na sylaby:
- Adi-dasy.
- A jak nosi najki?
- To najki.
- A jak reeboki?
- To reeboki.
- Czyli jakie buty?
- No, sportowe.
- A jakie powinny być buty sportowe?
- Jakie?
- Wygodne.
- Buty sportowe są zawsze wygodne.
- OK. Dajmy spokój z tą wygodą. Wystarczy, że są sportowe.
Napisz: „Weź ze sobą buty sportowe, będziemy dużo spacerować”. Jak będzie:
„weź” ?
- Nehmen?
- Dobrze. Nehmen –
brać, a jak będzie brzmiał Imperativ?
„Weź”.
- Podpowiedz mi.
- Są takie niemieckie cukierki, cytrynowe i pomarańczowe.
- Nimm 2? – pyta
Marika z zalotnym uśmiechem.
- Oczywiście. Ależ ty jesteś dziś wesoła. Nigdy jeszcze nie
byłaś taka wesoła i wyluzowana. Czemu zawsze jesteś taka smutna?
Marika odkłada na bok ołówek i podkładkę z klipsem, zdejmuje
ze swych piersi moje dłonie i zakłada sobie na ramiona moje ręce, zupełnie
jakby owijała się szalem. Wtula się w nie i mówi:
- Bo nie ma ciebie przy mnie.
Kokietka, cudna kokietka.
- Chcę, żebyś częściej była taka wesoła – mówię, nie wiedząc
wtedy jeszcze, że już nigdy taka nie będzie. Zatapiam nos w jej włosy i
delektuję się zapachem ziołowego szamponu zmieszanego z zapachem jej potu, po
czym sięgam po kolei po podkładkę z klipsem i ołówek i podaję jej, mówiąc:
- Nimm zwei. Piszemy.
- Nimm Sportschuhe –
dyktuje sama sobie Marika.
- Mit.
- Proszę?
- Nie, nic. Podpowiadam ci coś, ale niech będzie tak, jak sama
potrafisz. No i: „Będziemy dużo spacerować”.
- Wir werden…
- Noo, zadziwiasz mnie.
- Coś tam jeszcze pamiętam ze szkoły… Dużo, dużo….
- Było, było…
- No tak: viele.
- Bez „e”. Masz wszystko?
- Tak.
- Przeczytaj.
Marika czyta, patrzę jej przez ramię, sprawdzam, co napisała i
rozluźniam uchwyt, rozsuwając dłonie. Prawą na prawy cycuszek, a lewą – na
lewy.
- Wiesz, że tu jest cała masa błędów? Ale ja ci nie będę ich
poprawiał. Ma być tak, jak potrafisz.
- Co tam, wrzucę sobie do translatora i mi poprawi błędy.
- Jak chcesz, ale zrób to sama. Translator. Tak jakby to była
pralko-suszarka. Wrzucasz brudne, a wyciągasz czyste i suche. Ciekawe, jak on
ci to poprawi.
- Oj, dam sobie radę. Używam translatora, gdy pracuję na
niemieckim czacie i jakoś sobie radzę.
- Jak to: „Pracuję na niemieckim czacie”?
- Normalnie, nie wiesz co to jest czat?
- Wiem, ale nie wiem, co to znaczy: ”Pracować na czacie”.
- Kamerki. Siedzisz przed kamerką i się uśmiechasz.
- I za to płacą pieniądze?
- Uhu.
- Ale pewnie do tego są jakieś … usługi… erotyczne… wirtualny
sex… pokazy.
Marika jakby pochmurnieje.
- Niee. Ktoś ci pisze: „Jak się masz, ile masz lat, ładnie
dziś wyglądasz”, no, czasami: „Jaka jest twoja ulubiona pozycja”, coś tam
odpowiadasz i już. Ja korzystam z translatora. Bardzo przydatne narzędzie.
- I zarabiasz na tym?
- Nioo.
- Ciekawe, mógłbym to kiedyś zobaczyć?
- Nie. Te stronki, na których nadaję, nie są dostępne w naszym
kraju. Sygnał idzie tylko za granicę.
- Ciekawe. Pewnie masz jakiegoś moderatora, który zamiast
ciebie rozmawia z klientami, a ty tylko podkładasz swoją twarz.
- No coś ty, nie mam żadnego moderatora, pracuję sama.
- Hmm, sama? Sama jako moderator?
- Nie. Jako wideomodelka.
- Wideomodelka! Kto by pomyślał. Jakie sprytne określenie. I
jak ktoś cię pyta, jaka jest twoja ulubiona pozycja, to co odpowiadasz?
- “Missionary position” albo: “doggy
position”… To co, robimy drugą część? – pyta Marika i sięga
po podkładkę z klipsem.
- Tak od razu? A nagroda? Nie zasłużyłem?
Marika bez słowa odkłada na bok podkładkę z klipsem, zsuwa się
plecami na moje uda i, leżąc na wznak, sięga prawą ręką do mojej szyi i
przyciąga moje usta do swoich. Całuje inaczej niż zwykle. Robi to mocnej i
intensywniej. To nie jest jej zwyczajna pieszczota. Ona wypłaca mi nagrodę.
- Jesteś cudna. Druga część jest dla ciebie za trudna.
Musiałabyś wszystko pisać w czasie przeszłym, którego nie znasz. Podyktuję ci
ją, będzie szybciej. Ty tylko napiszesz, jak potrafisz. Nie będę ci poprawiał
błędów.
Zajmuje nam to mniej niż 5 minut.
- No proszę – mówi Marika, patrząc na swoje notatki – I mam.
Hmm. Gotowa praca. Dzięki.
- Moim zdaniem, trójkę minus powinnaś dostać, a jeśli pani
będzie sprawdzać za pomocą szablonu, to nawet lepiej.
To była moja najwspanialsza lekcja niemieckiego, chyba się
przekwalifikuję na nauczyciela.
- Naprawdę nie chciałabyś się tak pouczyć raz w tygodniu?
- Nie mogę. Naprawdę – mówi Marika przepraszająco. - Nie mam
tyle czasu.
- A jak z twoim angielskim? – pytam moją studentkę.
- Dużo gorzej. Angielski w ogóle mi nie leży.
- Hmmm – wydaję cichy pomruk i próbuję sobie wyobrazić, co
może znaczyć „dużo gorzej”.
Rozkładam się wygodnie na wznak, by rozciągnąć plecy.
- Popieścisz mnie jeszcze? – pytam swoją studentkę.
- Oralnie?
- Jak chcesz, żeby tylko było przyjemnie.
- Na co masz ochotę?
- Nieważne, chcę, żebyś była ze mną.
Marika przysiada obok moich bioder i pieści mnie czule.
Oralnie. Jest przyjemnie. Bardzo przyjemnie. Robię sobie w tym czasie powtórkę
z łaciny: penis, glans penis, preputium,
frenulum, scrotum, testis.